nutki
niedziela, 1 grudnia 2013
Teresa Fejfer "Kocią miarą"
Może dzień dobry, chociaż mglisty,
niezbyt przytulny, taki sobie,
w sam raz na kilka głębszych myśli
z kompanem lustrem na podglądzie.
Pierwsze spojrzenie, bez zarzutu,
przy drugim oczku ciut szaleństwa -
wnikam w głąb siebie, bez retuszu
badam symptomy człowieczeństwa.
Lecz jakiej miary, bądź kryterium
użyć w dwudziestym pierwszym wieku?
Zostać odkrywcą fenomenu
i zmierzyć ile jest w człowieku
tego co ludzkie, co bezsprzecznie
oddziela mnie od tego kota.
I co tu mamy? Niedorzeczne?
Kot w żadnym razie nie idiota!
Rozlane mleko - kot złapał mysz,
wcale nie płacze, a ja owszem.
On się nie martwi marszczeniem brwi,
bo nowa zmarszczka znów urośnie,
nie wciąga brzucha, nie rozpacza,
gdy ktoś nadepnie mu na ogon,
nie obiecuje, nie przesadza
i demonstruje kocią godność.
Coś kocia miara mi nie wyszła,
jedna współrzędna tylko na plus.
Poczułam się, jak gorsza myszka,
dobrze że mam go u swych stóp.
To takie ludzkie, spłycać problem
inteligentnie, znanym skrótem
i widzieć, co dla kota dobre.
Na pewno dobrze jest pomruczeć -
mrau panie kocie, to ci powiem -
wiele nas łączy, jak wiek wiekiem.
- Tą głębszą myślą, twoje zdrowie!
Myślałeś, żeby być człowiekiem?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz