Porządni ludzie już dawno śpią.
Pod kołdrą puchu dachy domów.
Okna galerią zmrożoną lśnią,
spadają gwiazdy z sambodromu.
Dotykam twarzą tafli nieba -
jest atłasowo granatowa.
Księżyc za kołnierz dziś wylewa
słowa o smaku kajmakowym.
Noc kusi dreszczem obietnicy
w rozpiętym płaszczu płonie żarem,
jak brazylijska tanecznica
kołysze niebo karnawałem,
w kalejdoskopie biegu zdarzeń
pulsuje sambą w naszych skroniach,
dziś nie odwrócę do niej twarzy,
dziś srebrne światło ujmę w dłonie.
Niech księżyc wpina się lubieżnie
po gzymsach - niech się z nami droczy,
gdy my będziemy pląsać we śnie,
on podkrążone zmruży oczy.
Niech wyjdzie poza malowidło -
karnawałowe de Janeiro...
Snom domaluje srebrne skrzydła
bajeczną barwą, co dech zapiera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz