Rozciągnął linę między oknami, na wysokości siódmego nieba. Skamieniał w pozie, wszyscy klaskali, wśród publiczności była ta jedna!
Madame femme fatale w gęstej woalce i pelerynie. Ktoś widząc minę dość pogardliwą, ekstrawagancką zapytał ową – on ma rodzinę? A konkubina, wymownym gestem, pełnym pogardy, grobowym głosem - co mnie obchodzi, ja tutaj jestem (tu zaciągnęła się papierosem), jego wyrocznią i przeznaczeniem...
Wtem, pod sklepieniem czyli na linie, chłopina ruszył do przodu chwiejnie, wnet butelczyna spada po winie - ach! och! Gawiedzi - Ściągnąć straceńca! Nagle, się zachwiał, nieźle podcięty. - Madame, niech pani już się nie znęca! - Jestem ciekawa dziś jego śmierci (rzecze okrutna), a z góry spada papierośnica grawerowana prosto w jej dłonie. On znów się zachwiał - poleci za nią? - Gdzież się podziała?
Ach, zgnął portfel? Łapać złodziejkę! Kradła, gdy On się (niby) zatracił. Przepadł, a z nieba bezszelestnie, sfrunęła kartka
– trzeba zapłacić... Do zobaczenia
- Akrobaci
Ps.
Bardzo przepraszam, jeżeli dreszcze,
w kimś wywołało to przedstawienie.
W życiu płacimy o wiele więcej...
Z dołu dziękuję za zrozumienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz