Bursztynowe latawce,
ostatnim porywem,
zapaliły o
zmierzchu jesienny firmament.
Drzewa jeszcze
otwarte, przywołują ciszę,
zawstydzone
nagością, skulone lękliwie,
jak spełnione
anioły, które przemijanie
skrywają
złotolistnym, ostatnim porywem
rozdając, obietnice
szeleszczących skrzydeł.
Noc maluje, je
deszczem, rozlewa atrament
i milknącym
akordem, zapowiada ciszę.
Stęsknione Eurydyki
w ciemności fałszywej,
będą czekać na
wiosnę, smutne, zapomniane,
nim je śniegi
otulą, ostatnim porywem -
zamienią
bursztynowe rozognienie skrzydeł,
na ledwie tlące
światło między ramionami,
by zapaść w
bezlitosną, skamieniałą ciszę.
Dopalone czekaniem,
zamilkłe w modlitwie,
obramują
niebieski, zamglony firmament,
uśpione Eurydyki,
natchnione porywem
niedokończonych
pieśni, zaplecionych w ciszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz