Pablo Ruiz Picasso/
Odpłynęłam
w ciszę i nie wiem gdzie jestem.
Ten świt
nazbyt wczesny, maskujący żartem,
zahipnotyzował
liryczne sekwencje
i zmienił
konwencję w commedię dell’arte.
Zmieszane
marzenia, jak w kalejdoskopie
strzępiaste
ławice w płatki róż zaklęte,
nad szarą
ulicą wirują by opaść,
nie
wstydząc się słońca, nim zmieni im puentę.
Najpełniejsze
chwile płyną desperacko,
między
sztuczne drzewa, papierowe ptaki...
Zanim
pierwszy aktor twarz zasłoni maską,
zabłyśnie
nad sceną królewski baldachim,
jest
mgnienie na szczerość, jak poranna rosa,
na śpiew
Kolombiny bezgrzesznej kochanki,
jest
tęsknota nocy gdy żegna Pierrota,
pod smutną
markizą opuszczonej knajpki.
Kropelka
spod maski rzuci cień na murze,
wiatr
zmiecie z chodnika rozrzucone płatki,
w
kolorowych sukniach, wyjdą smukłe róże
grać nową
komedię, pół serio- pół żartem.
Zanim świt
zamieni łzę w czarnego kota,
śmieszną
bajkę spłoszy rozwrzeszczany budzik,
świt
okryje maską smutną twarz Pierrota,
możesz
mieć tą chwilę, nim ją dzień ostudzi.
aranek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz