Rozpętała się burza kasztanowym gradem. Feerycznie w rudość wzięta, zapadam się w jesień... A, tu nagle z pamięci wyskoczył „Kasztanek” ! Wszyscy święci płakali, kiedy tamten wrzesień w opowieściach matczynych, powracał konikiem rozbrykanym źrebięco, przy dorodnej klaczy. Stajnia dumna ze stada w całej okolicy znana, choć zatroskana, toż idą złe czasy …
Zajechali podwórce… – Szchneller von zu Hause! Ustawili w szeregu – wyprowadzać konie! Spłoszone, rozbiegane okładali batem, Wyszła Gniada z Kasztankiem, dziadek ruszył do niej, a ona, kopytami na oprawców staje (nie tak łatwo, ujarzmić rozsierdzoną klaczkę). – „Polska świnio” (wrzeszczeli) – na konia ? No właśnie ! Jeden dostał z kopyta, aż miał w pysku pianę…
Zaprzęgali rasowe do ciężarnych wozów, ostatnim tchnieniem dziadek poprosił - Kasztanek. Odpływali wtuleni w srebro rannej rosy.
Opowieści matczyne, jak skrwawione róże rozdaję kasztanami, słysząc tętent kopyt, pod starym kasztanowcem, co wyrósł przy murze, otulam te najmniejsze, patrząc Gniadej w oczy.
Idę w noc o mdłym zapachu krwi. Niebo jest czarne, ziemia jest czarna – dlaczego ludzie są ciemni i źli ? Schowała się odwaga i prawda. W ciemnicy rządzi wielki, mały strach. Stalowy sierp wisi nad głowami jak wyrocznia – on też Afrykanin? Suche gałęzie tak trzeszczą, że ach! A, Oni jedno cierpienie,
a my ? Nie bójmy się spojrzeć, prawdzie w oczy. Nie jest okrągła – ma ostre kanty... Fanty za kanty - kołem się toczy...
Kto pchnął naganiaczy na robotę?
Za łodzie utraty w poniżeniu,
przybita piątka kremlowskim młotem.
Kto wyczyści plamy na sumieniu
uwikłanych w polityczne racje?
- Zdefiniuj miłość i cywilizację...
aranek
Krótka relacja z kina
„ Zielona granica" w reżyserii Agnieszki Holland.
Film niezwykle realistyczny chociaż fabularny, na przykładzie przeżyć jednej rodziny uchodźców z Syrii, pokazuje piekło ludzi oszukanych przez naganiaczy i zapędzonych w pułapkę z której nie ma wyjścia. Film niezwykły, bo fabuła jest po części dokumentem. Bardzo emocjonalny i bezlitośnie obrazujący ludzkie zachowania w ekstremalnych sytuacjach. Z jednej strony wystraszeni do granic możliwości cudzoziemcy bez znajomości języka , z drugiej wysterowani do zdecydowanych i określonych z góry zachowań pogranicznych żołnierzy, oraz bezinteresownie działających aktywistów na rzecz pomocy dla poranionych, zmarzniętych na pograniczu śmierci i życia , przerażonych ludzi w tym dzieci. Pomimo że śledziłam wcześniej to co działo się na granicy realnie , pomimo że film pokazał tylko małą grupę uchodźców , obejrzałam na wdechu, momentami zaciskając dłonie i nie skrywając łez. Obok siedziała starsza pani (93 lata) i spoglądałam czasem w bok podglądając jej wrażenia w obawie czy jej serce wytrzyma – okazało się że to ja pękłam podczas sceny z dzieckiem tonącym w bagnie – zasłaniłam twarz, a pani spokojnie poratowała mnie cukierkiem. Kiedy zdejmowałam papierek ktoś syknął - cicho tam, pomimo że nie było akurat dialogu. W Sali kinowej było cicho jak w grobie. Nikt nie wyszedł podczas seansu i nie było wolnego ani jednego miejsca. No i co teraz pomyślałam wychodząc z kina – sama jestem w pułapce bo nie znam planu B i C. Zawsze mówię że z każdej sytuacji są dwa wyjścia, ale ten film mi pokazał że tutaj nie ma, a to które jest albo byłoby możliwe, graniczy z cudem. Ludziom bardzo wrażliwym o słabych nerwach zdecydowanie odradzam film… Sama przecierpiałam następny dzień na medytacjach i rozważaniach nad rozwiązaniem problemów uchodźczych. Nawet popełniłam znów wiersz. Czuję się w niemocy bo z jednej strony wiem, że na granicę przybywają coraz większe grupy imigrantów i nie tylko są to rodziny z małymi dziećmi czy zdeterminowani wojną lub biedą ludzie , ale także waleczni, przygotowani przez wojsko białoruskie, bojówkarze. Ludziom pokrzywdzonym i biednym trzeba skutecznie pomóc – naganiaczy surowo i przykładnie karać.
Nie jestem politykiem, taktykiem ani nie mam wystarczającej wiedzy ale uważam że cala Europa powinna solidarnie podjąć działania w celu zatrzymania nielegalnych procederów agitatorów – oszustów, oraz prawdziwej, mocnej - wydajnej pomocy humanitarnej dla krajów objętych wojną i biedą. Potrzebne jest wspólne działanie wszystkich europejskich krajów dla wspólnego dobra.
Co do filmu, to doskonały, rzetelny obraz – inny niż wszystkie, dotykający do żywego , przekonujący naturalnością i swobodą kreacji aktorskiej w znakomitej obsadzie.
Brawa na stojąco i wielki ukłon dla Pani Agnieszki Holland.
DZIĘKUJĘ za ładunek troski i dobra ludzkiego oraz zwrócenie uwagi że w życiu jak w kinie nie zawsze jest kolorowo - bywają obrazy czarno- białe. To jest dobre kino, bez złych intencji z bardzo bogatym w głębokie rozważania zapłonem emocjonalnym .
Serdeczne gratulacje dla całej ekipy.
Ps
Nikt nie chrząkał, ani nie kwiczał, ja tylko raz tym papierkiem cichutko zaszeleściłam. Kilkadziesiąt osób roześmiało się i nawet takie niezdecydowane brawa się zerwały, kiedy Maciej Stuhr wygłosił monolog, pełen dosadnych słów w kierunku polityków, ale to chyba dlatego, że łatwo było rozpoznać. Przed i po seansie pełen fason, jak to u kulturalnych ludzi , którzy chodzą do kina. Twarze też ludzkie, zafrasowane a nawet smutne, żadnych ryjków nie było. Pozdrawiam Panią z cukierkami i dziękuję za miłą pogawędkę przed seansem.
Dzisiaj także byłam w kinie na koncercie Andre Rieu, żeby się z tego spięcia trochę rozpiąć – doskonały katalizator i jakby inny lepszy świat, a przecież współistniejący … Andre powiedział że muzyka i miłość to najwspanialsze języki świata. Agnieszka Holland też pokazała „ Zieloną granicę” z miłości… Warto to zapamiętać.
Boskie niebo włoskie, lazania, la pasta Lacrima, La scala! – Włoski ? – Mam zrobione! Będziemy się szastać - nieważna inflacja… Rozmówki w torebce drzemią z korkociągiem.
Podróż la la la la światełko w tunelu, a vio marin działa, sączę coca – colę. Perfekcja w recepcji, labirynt w hotelu,
rankiem Ristorante... w menu ? – „ Colazione” ! – Wieczór na śniadanie; Un espresso dopio, rogalik i figa, bez maku więc w drogę… Witaj Mediolanie! – jak skrajności objąć? Historia, zabytki, piłka, trendy mody…
Boskie niebo włoskie, rozmówki na wieczór, la vino, la pasta w menu szału nie ma. Zerwij znaną gwiazdkę - projektantkę szeptów – mamy cavatappi !
Zawsze stabilna, lecz nie łatwa. Przy niej, do kąta idzie - własna. Cierpliwie brzmiąca niby mantra, Ta, z której nigdy się nie wyrasta. Bywa, że brew uniesie gniewem, lecz słusznym i wnet nie pamięta. Jest niezawodna, nie zna „nie wiem” tudzież „nie mogę”
- powiesz, święta
lub anioł,
chociaż skrzydeł nie ma,
ni aureoli, bo za ciasna.
Dziś stoi w oknie, smutna, niema, gdy gwar rozbrzmiewa wokół miasta