Madonna of village Mała wioska się kręci tajemnicą kosmosu, na słonecznych biegunach, ledwo wzgórek - mrowisko. Tam w dole w mikro - domkach, rój przypadkowych istot, rozbieganych bezwiednie w nieuchronności losu. Wznosząc oczy do nieba, powtarzają zaklęcia; od pomoru, trosk wszelkich, głodu ognia i wojny i zapalają świecę wśród myśli niepokornych, czasem płaczą lub pieśni układają do szczęścia. Płonne, fruną błękitem na zieloną polanę, wypasają marzenia, wizjonerskie nadzieje, tam krowa gra na skrzypcach ponad anielskie pienie, każdej nocy bogacąc im niebo malowane. Namaluj im Malarzu czego dzisiaj potrzeba, masz w wieczystym atelier (górny prawy zakątek), niech nie proszą daremnie - jeśli spotkasz Madonnę, nałoż jej mleczny welon by błogostan rozwiewał. Daj w drodze zakurzonym, czystość ślubnych koronek, szarym zapal świetlistość, skromnym uncję patosu, śmiałość tym wędrującym już na grani kosmosu, przed szczytem niewiadomym, odmień sny zalęknione. (aranek)
Przed zaśnięciem Bądź moim pierwszym zielonym liściem, chcę z tobą poczuć smak eufori, jeszcze nie znany co noc śnisz się, z tobą odlecę, skrusz się i olśnij. (aranek)
W okiennym ekranie Nie ma tłoku, można nawet powiedzieć że luzik... No dobrze - nie ma nikogo. Domy są, samochody też niby śpiące foki na piaszczystej plaży, oziębłe ulice, spokój ( jeszcze wczoraj szczyt marzeń). Dzisiaj nuda do potęgi entej. A może na ławce pod oknami siedzą smakosze taniego wina, co w tamtym roku, tak głośno śpiewali, tę piosenkę do rana? Patrioci. To pewne bo z akcentem na "Polska - biało czerwoni" Ale się rozmarzyłam... Kibole ...
O! Coś się ruszyło... Niee, to wiatr poniósł, torebkę po chipsach, ale ale, a gdzie jej właściciel? Jest!, Jest! Wiedziałam na nim zawsze mozna polegać - Rudy przewąchuje... Rudy! Kici kici - pamiętasz mnie... Nie słyszy. Ech, jak dobrze że ominął go hycel.
Ojej! Zakręciłam młynka radosci. Tak, tak! Ale mi się trafilo... Jak miło widzieć, chociaż trochę niewyraźni (bo zamaskowani) Władza, władzunia, władzuchna! Ale co tam, w końcu też ludzie. Co nie, jak tak. (aranek)
Wielkie wejście Wygrabione wszystkie ścieżki, powitalne poematy, pod krawatem stary Hiacynt, białe halki i komeżki, na rabaty rozrzucone, No i weszła! (razem z drzwiami), aż się nakrył kot ogonem, w kombinezon wystrojona, śwrus za nią z a - psikami, niósł koronę, no a za nim... Damy dworu bez humoru. Wielka gala z Fikcją marną, niech ktoś zbudzi mnie z horroru, może szerszeń lub druch Boruch, wszyscy w maskach i na czarno. Trwa światowa maskarada, - Nie wypada trefna damo, wchodzić z buta na salony, nie potrzeba nam korony! Usłyszalam dzisiaj rano, ptasie radio pana kosa, zamiast treli i hosanna! Zapodało przerwę małą, bo w gwizdaniu kwarantanna. Chłam, fałszywka jest ta panna! (wróbel ćwierknął, się wylało) Sprawa prosta - To nie wiosna! Chciała z buta? Prosze bardzo, mam zelówkę w bucie twardą! Niech nam życia już nie ściemnia, dama w masce czyt. "Pan - Demia". Jest nadzieja jeszcze powiem, w końcu ją dopadnie - człowiek i zapachną znowu bzy - Wiosna, wiosna - chodżże ty! (aranek)
Poddaj się lekkości, niech szept młodych liści rozwiesza crescendo na ramiennych krosnach swobodnym zachwytem, nie spłoszy solisty. W zieloniutkiej mgiełce w kryształowych dzwonkach, na mgnienie powstrzymaj rytm serca i myśli, (nazbyt hałaśliwych, nadto wyrazistych). Oddaj się tej chwili zbudzonej, namiętnej, zaciśnij powieki, do krwi zagryź wargi, niech trwa koncert zmysłów chłonnej wyobraźni pulsującej w skroniach, natchnionej crescendem, a ja w młodych brzozach fluidy pozbieram, i łzy pogubione w przerywanej ciszy, wsunę między wersy finezję klawiszy w ekscentryczny sonet - ciepło, cieplej ... Teraz! (aranek)
>Jeszcze nie <
Poddaj się lekkości, niech szept młodych liści rozwiesza crescendo na ramiennych krosnach. Pozwól pękać ciszy w rozedrganych pąkach swobodnym zachwytem, nie spłoszy solisty.
W zieloniutkiej mgiełce w kryształowych dzwonkach, na mgnienie powstrzymaj rytm serca i myśli, nazbyt hałaśliwych, nadto wyrazistych, wzmaga zadziwienie w niewinnych pierwiosnkach.
Zaciśnij powieki do krwi zagryź wargi, oddaj się tej chwili szelestnej, namiętnej, niech trwa koncert zmysłów chłonnej wyobraźni,
ciało drży jak drzewo rozedrganiu chętne, rozplata gałęzie aż oddech zapiera, po diminuendo ... głośno, głośniej ...
Człecze szalony, chciałeś korony choć wszystko miałeś, zatem dostałeś. Na nic się zdały Ojca morały: Przepadnie mienie perły kamienie, na nic przestrogi, synu ubogi, wiatr niesie lament, pozamiatane. Spójrz dookoła, bogatsza pszczoła, coś ją przeganiał, zapylać wzbraniał. Możniejsze klony, którym korony wydarłeś z pniami i korzeniami, legły wzgardzone choć były domem, ptakom i tobie, cieniem na zdrowie. Dziś głowa płonie, a ty w koronie, więźniem sam sobie błagasz wróć... Zdrowie. (aranek)
Inspiracja wierszem Jana Kochanowskiego "Szlachetne zdrowie"
Zarzewie Pod oknami chłód przedwiośnia, przyczajony na niebiesko tylko czeka na okazję. W takiej chwili otwórz okna, żeby do sypialni weszło i rozdało cały pakiet; Miłość, kwiaty i romanse, w rozciągniętym zimą swetrze, danse d'amour, wrzące chase, by niebieski czas awansem w każdy skrawek skóry wetrzeć aż zaskwierczy letni piasek. Żar powietrza, chłód wieczora, błękit w oczach wzburzył wodę a ja tonę jedną kroplą... Niebo miesza się z jeziorem, ukrop, to znów wieje chłodem - zdejmij sweter, zamknij okno. (aranek)