Pod łagodnym skrzydłem dyskretnej szarówki, muśnięta wieczorem z łokciami na stole wskrzeszam łzą zroszone, serwetkowe pole w brzęku pszczół i kwiecia, słyszę głos kukułki...
- Ile zatopionych w koszyczkach rumianków, matczynych tchnień wiosny w stokrotnej zamieci... Przez dziurkę w koronce przyglądam się światu. - Po co siać, rozkrzewiać, po co rodzić dzieci?
Po co pszczółka z pszczółką, gdy znów ramię w ramię, niepomni natury, delikatnie tkanej, chcą zdeptać, zakrwawić na kamieniu kamień...
Snuje się niteczka zerwanej koronki, rozlany rumianek na makowe pąsy, muśnięte majakiem żonkilowej łąki.
Nad bulwarem paryskim, świeci księżyc paryski w białym szalu i czarnym berecie. Zawadiacki artysta, wdzięcznie czarem swym pryska kradnąc serce spotkanej kobiecie.
Po kawiarniach się szasta, każdy skrawek zna miasta, w la Seine przegląda się z wdziękiem. Na Montmartrze zabłyśnie, w Luwrze na ganku przyśnie albo gwiżdże zawadiacką piosenkę.
Szelma łazi po dachach, w parku siada na ławkach, zakochanym maluje portrety. Śpi pod wieżą na trawie, pije piwo przy pubie i zaczepia urocze kobiety.
W rytm paryskiej muzyki kręci słynne walczyki w białym szalu i czarnym berecie, lecz ten księżyc paryski, wcale nie jest paryski on jest jeden na całym świecie -
Czasem krzyczę przez sen, a potem nie pamiętam. Rumiana, uśmiechnięta powracam na ziemię. W zaciśniętych rękach, tlą koszmarne płomienie przenikając codzienność, przed którą przyklękam z wdzięcznością i szacunkiem, nawet za dzień chmurny. Aranżuję podkowy z kroplistego deszczu, podczas zdradliwej pory, układam nokturny. Wiosną do snu uśmiecham, pełna dobrych przeczuć. Wiem, że życie jest chwilą, daną raz na wieki. Ludzie, których spotykam przeminą tak samo; jednym oddechem światła, melodyjnej pieśni, zachwytem, zgrzytem, grozą, zwieją mgłą poranną…
Mikrocząstki natury z subiektywnym ego. Czasem optycznie złudne, jak deszczowe niebo…
Rozbudzona białymi dzwonkami… - Kto tam, kto tam ? - Zielony strumień! Mam dla ciebie słoneczny medalik, żywe złoto w srebrzystym poszumie. Chyłkiem wślizgnął się - nie ma sprawy. Okolony, jedwabnym kokonem… Wysunął czułki, ot dla zabawy zalewając dół amfilady.
Cała w toni zmysłowo - zielonej, przetykanej skrawkami błękitu nieboskłonnym, uczciłam pokłonem dostąpienia rajskiego dotyku złotych igieł zaszytych by żądzę potęgować, dolewać do ognia aż, wytryśnie stokrotnym zalewem, wznieci burzę złocistą pochodnią, rozmodlonej forsycji, nawiedzeń.
Ach, Euforio zaklęta w tej chwili, wytarzana w rozkoszy kochania, gdy zawieszasz stubarwne drobiny - chodź! Nie będę, przed tobą się wzbraniać. Cała w kwiatach i morzu zielonym w nieskończoność i tu mnie masz.
Dorzuć jeden koralik słony, raz na wieczność i boski jazz.
Na krawędzi śnienia, po omacku słucham pierwszych dźwięków życia, żegnając melodię którą noszę w sobie nim ranek rozdmucha, na drobne bezsensy przeistoczy człowiek.
Sen w nicość odpływa – kiedyś w niej zostanę, co dzień o dźwięk bliższa, tajemnicy czasu. Pragnę zapamiętać... Niemych drogowskazów wypatrując w sobie, po wieczną nirwanę.
Łajbą przypływ kiwa, chcę oddech zatrzymać; zaciskam powieki, kusi tajemnica lecz wzmaga muzyka na okiennych skrzydłach, kos w nos mi zagwizdał, wiatr zadzwonił w rynnach.
Bębni na klawiszach dzień dobry, powszednie. Porzucam niepewność, łajbę zmieniam w okręt zważając, by czasu na popiół nie zemleć…
Autorem pięknej kompozycji Secondo Walca jest Dimitr Szostakowicz. Urodził się w Sankt Petersburgu w rodzinie mającej polsko-rosyjskie korzenie. Jego dziadek od strony ojca, Bolesław Szostakowicz, pochodził z Wilna. Uczestniczył w powstaniu styczniowym, a w 1866 został zesłany na Syberię w okolice Tomska w wyniku represji, które miały miejsce po próbie dokonania zamachu na cara Aleksandra II przez Dmitrija Karakozowa. Kiedy okres jego kary się skończył, Szostakowicz postanowił pozostać na Syberii[1]. Został m.in. burmistrzem Irkucka[2].
W Petersburgu (ówczesnym Piotrogrodzie) Dmitrij Szostakowicz ukończył konserwatorium w 1923 na wydziałach fortepianu i kompozycji. W 1926 rozgłos zdobyła jego pierwsza symfonia. W 1927 otrzymał dyplom honorowy na I Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Jest twórcą sześciu koncertów, piętnastu kwartetów smyczkowych i piętnastu symfonii. 2019r
Masz pecha, a ja trzynasty zmysł wycelowany w męskie ego.
Kiedy wpadasz w furię i uderzasz słowem, dotykasz do żywego; czuję szorstkość języka twój nieświeży oddech smak słonej śliny odór szykan szczecinę syk...
Weź zacznij od nowa! Pozwól im lekko balansować na płatkach warg wytrawni tancerze żebym mogła degustować niby kiper winnych nut w bukiecie; Jakość, miąższ, cierpki smak, osad na dnie
i coś jeszcze...
Twoje ego ma szczęście, że mój trzynasty miarkuje potencjał cierpkiego…
Wymościłam wieczór flanelowym pledem. Błyszczyk księżycowy srebrzy tok rozmowy; wymuskane słówka, głos syreni w muszlach wabiącym zaśpiewem, wokół ust
- dla ciebie kilka ziaren piasku, przeniesionych z plaży, bezwiednie na wersach, poczętego wiersza z morskich opowieści, naniosło mu głębi,
Zatonęłam w gąszczu falującej trawy…
Srebrzysz się w szampańskich, spadających drzazgach na odpięte skrzydła i pled flanelowy, muskający motyl przeistacza dotyk, pomiędzy skrzydłami mieszka moja Gwiazda.
- a ty 🤔 wiatr skradł, przeleciał, za co - nie wiem.
🐍 🌳 🍩 Sycoł pytom pod rajskim dzewem. Chyć za pącka frajerke Ewę… Aby Mo? Nawzdy dwo! No to chycę, ino Bucek se zdrzemnie.
🍊 🐱 🍌 Kot Mandaryn w Pomarańczarni, mizia kicię Limonkę Mrau Mi. Ona piłuje szpon - mam apetyt na song mandarynkowy z bananami.
🌷 Narcyz na grzędzie wzdychał do siebie: Uschnę tu z nudy - pusto jak w niebie. Wtem słyszy - dość tych wzdychań! Kim jesteś? (z lękiem pyta). Pan Tulipan - eksperyment dla ciebie.
Zaciera się pamięć - pamięć zacieramy w teraźniejszych lustrach, zmieniając oblicza. Mieliśmy przechować, być nosicielami, nam podarowanych, na loterii życia krwinek biało czerwonych, wypuszczonych w obieg sekretnych maków, ich myśli przedostatniej,
gdy śmierć w oczodoły, jedna ręka w grobie;
Odór, przeklinanie… Mamo ja nie płaczę… Ja, tylko się boję umierać daleko od domu – czy słyszysz, czy widzisz te gruzy? Ja będę pod nim - już mi oczy mruży majowe słoneczko i bociani klekot…
Widziałeś, te krzyże na Monte Casino?
Nie mogła pod każdym uklęknąć mateczka. Za wolność (wzdychała), póki nie odeszła. Błąd w historii został, znów wieki przeminą, a, ile kosztować będzie nowa lekcja? Czy słyszysz wyzwiska na Szczycie - to Polak z Polakiem, jak harpie kosztem społeczeństwa.
Tym, co robią burdy, czas fora ze dwora! Czas przetrzeć do czysta teraźniejsze lustra i przeczytać głośno ojcowy testament. Tym co skryli podstęp w liturgicznych sukniach, - Nie do zobaczenia i donośne Amen.
" Portret Antoniego Cierplikowskiego w stroju wschodnim "
Muzeum Narodowe w Warszawie
Portret fryzjera
Wśród elit zawrzało … Znak czasów! Bo któż to jest? Ekscentryczny książę ze złotymi palcami i magią błękitów? Ach nie! To mistrz Antoine, fryzjer w kasku, godnie zdobionym szafirami!
Olśnienie balu Grand Prix w Operze paryskiej. Bezlitosny nokaut - czym tak zraził? Kaprysem duszy,
fantazją, odwagą – może szatą Buddy... Król – chłopak z Sieradza wylansował „chłopczycę”.
Pędzel van Dongena lekko musnął barwy snu, bo gdyby wyjść poza niebiańskość malowidła, dotknąć miodnego tchnienia, poczuć wiatr na skrzydłach artysty i szaleć, aż życiu zabraknie tchu, aż zwiędną zawiści i zważy się śmietana na salonach paryskich, to ledwie połowa ochry i błękitu... Jemu złota gondola na fali fantazji i kryształowa wanna.
Antoine de Paris… szum suszarki zwiał myśl...
Wynurzam się w salonie dla współczesnych kobiet, - potrzebuję odmiany, liczę na siódmy zmysł. Król Maciej wie, że wszystko zaczyna się w głowie.
- Znów wyjdę stąd jak nowa - Dziękuję Antoine !
aranek
Jeśli ktoś chciałby poznać barwną historię życia najlepszego fryzjera świata – Antoniego Cierplikowskiego – niezwykłego kreatora, rzeźbiarza, ekscentryka, milionera który uczynił z fryzjerstwa dziedzinę sztuki, to zachęcam do przeczytania książki : Antoine de Paris – Marta Orzeszyna.
Gubię się w myślach, nie jestem pewna... Na srebrnej szali dziś położę, powracające jak bumerang odbicie pełni brzoskwiniowej.
Kosztuję chwile, każda z nich pełna smaków i uczuć wielobarwnych.
Mami, kołysze życie biodrami, choćby banalna, jest skrawkiem sedna jak "chasse" w tańcu ćmy obietnicą w korcu nadziei na złote runo, tanecznym wzlotem spływają znikąd,
a, gdzie osiądą, dokąd odfruną…
Gwiazdą, czy jabłek opadaniem? Lubię układać z nich warianty imaginacji wyobrażalnych.
Nie potrzeba wielkiego talentu ani inteligencji Wystarczy spryt – nie mylić z płynnym sprytem. Chociaż Spirytus Sanctus też bardzo przydatne, kiedy wszystkie przebiegłe kombinacje zawiodą.
Korupcja, to idealny sposób żeby opaść miękko na cztery łapy, tylko nie zawsze jest okazja, więc jeśli nie ma, trzeba sobie tę korupcję wykreować. czyli wyssać z palca – na czym to polega ?
A więc, skrupulatnie wytypować podejrzanych, najlepiej z wrogiego obozu i obserwując, nękać, preparować dowody, rzucać podejrzenia… Można też trafić się katastrofa - to żyła złota…
Kadencje płyną, apanaże też, korupcja wzmaga obstrukcję, rzadko spotykaną u politycznych pensjonariuszy zakładów penitencjarnych, jako że szybko wychodzą z powodu spadku cukru, alkoholu i obniżenia stopy.
Korupcja ma przyszłość, toteż jest bardzo często wymieniana w uniesionych przemówieniach, wielkich polityków (nie liczyłam, ale około …dzieścia) żeby wzbudzić litość (i wzbudziła) U jednych żenadę, drudzy z bukietem i hymnem narodowym oczekują już pod kryminałem na ułaskawienie kreatur.
Wiadomość z ostatniej chwili: Pustaki stare popękały z wrażenia, że z powodu korupcji, przejdą do historii.
Pod skłębionym dachem, argusowe oczy pani kamuflażu, wychwyci w bezkresie; Transfer młodych listków w rynsztokową sepię, roje gwiazd zmuszonych do kałuży stoczyć, koszmarnych widziadeł utracone sztosy, rozlany atrament w sakramencie nieba, w złotych ziarnach światła, zapomniany cmentarz… Odwróconej pełni, ostrze krwawej kosy.
- Nie boję się ciebie, układam witraże
w nokturnowych drzewach, rzęsiste spoidła, żegnalne anioły rozkładają skrzydła w mroku bez retuszu, podążamy razem w czar metamorfozy, będąc ciałem obcym z macek wielkiej małży, w płaszczu samotności...
Dojrzewam uśpiona, szczególnie zwyczajna w konchiolinie nocy, jeszcze jedna, czarna...