nutki

nutki

czwartek, 23 stycznia 2014




"Zaraz wracam"

 
 
Uf - jak gorąco!
Puf - jak gorąco!
Suwak walizki zgrzytnął  znacząco.
Miotam się, sapię, już ledwo zipię,
a ona trzeszczy -

puff - nie udźwigniesz!

Wyjęłam tyle niezbędnych rzeczy,
kubek w serduszka, jaśka, latarkę -
spina się puszy, jak żaba skrzeczy -
wyjmij coś jeszcze ( patrzę przez szparkę),

- zgoda, wyciągnę płyn na insekty,
bo przymroziło, więc chyba drzemią.
Książek nie ruszam... No może płetwy,
spieniacz do mleka i papeterię.

Nagle do przodu, sprytny zameczek,
zgrzyt, smyk – wol niu tko...
Puf - spakowane!
Uff - nie musiałam wyjąć książeczek.
Więc trzeba jechać?
Może zostanę?

Kot, ostrzegawczo ślepia przymruża,
że jak „się wkoci”,  to na niedobre!
Pogłaszczę kota i przed podróżą,
połapię chwile, nawet te drobne

przekomarzanki, ciepłe dobranoc... 
Nie muszę wpychać ich do walizki.
Są takie lekkie, choć wiele ważą -
w sercu zabiorę, ze sobą, wszystkie.


Uch... Będę tęsknić - już mnie obsiadły
melancholijne, szare szarotki.
W kieszeń upycham motek Ariadny,
wracam za mgnienie – 

lubię powroty!
 



 

środa, 22 stycznia 2014


"Kiedy miłość maluje portrety"


                                                    / Rafał Olbiński/

 

Najpiękniejsze są gdy jeszcze nienazwane,
kiedy budzą się rumiane na poduszce.
Kawka skrzeczy do nich, niby dobra wróżka,
na parasol skaczą skrzaty rozbrykane.

Dym z komina zawiązują na kokardy,
potem stroją nimi pióra mokrych wróbli,
patrząc w okno tworzą tysiąc scenariuszy,
co być może, za roletą tej mansardy?

Może właśnie zarys oczu na blejtramie,
zabielony tajemnicą mgieł porannych,
dodał blasku i ożywił, ubrał w kształty

czuły dotyk obramował, jak ornament -
teraz czeka, bo najlepsze jest czekanie,
zanim miłość, nazwie obraz przemijaniem.


poniedziałek, 20 stycznia 2014

Lawendowy walc


"Przez kwiatki"

 
Czasem kwiaty tracą zapach w jednej chwili,
a pachniały wszystkie naraz tą miłością,
nie ma ciebie, nagle opustoszał kosmos -
Cyklameny wdzięczne główki pochyliły.

Nie tak dawno, świat był mgiełkę fioletową -
Fiołki bowiem, w swej wymowie idealne.
Obiecują miłość, wierność...

Później dalie coś szeptały,
nie po myśli – obcesowe i nie stałe!

Powiedziałeś - ależ kotku, tylko kwiatki!
I zerwałeś od niechcenia chryzantemę,
(bo to było już jesienią),
lecz nie białą, tą co mówi o wieczności,
tylko dziką gałązkową! 

Przeczuwałam to, już latem,
gdy dzwonkami zapytałeś -czego w ogóle, tak naprawdę, chcesz kochanie?”
a ja głupia, biały goździk ci podałam,

koniczynkę - bałamutkę pełną zachęt,
fascynację miesięcznicy- zawrót głowy!
Ty, paletą pięknych astrów kolorowych,
wyznawał wieczną miłość, każdym płatkiem .


Aż tu nagle... nie wiedziałeś? 
- Nie uwierzę!
- Nawet dziecko wie,co znaczy Kapryfolium!
- O co chodzi? 
- O te słowa w srebrnej folii!
- Powiedziałeś - szukam innej (tym bukietem).


Byłam skłonna połknąć afront, a wręcz nietakt,
gdy skruszony, pod jemiołą... coś na migi...
- Chcesz inaczej wyznać miłość?
– No, nie! Figi?
Ty kaktusie, fuksjo... Ty... analfabeto!

(Kwiatowo-owocowy:)


                                                           

Stokrotka :):):)


"Karamba"



Co za spotkanie, to chyba sen nierealny!
Zaczekaj! To ja, twój adorator, amator
przygód niebanalnych i skoków do fontanny.

Zdzichu Karamba, lub jak wolisz, fan-fatalny -
no cieszysz się? Cerę to masz ziemisto bladą
i patrzysz tak, jak byś chciała mnie odrealnić.

Ładny kapelusz i kostium masz idealny,
jak wtedy– pamiętasz zaczarowane lato?
Ja byłem ranny, ty wskoczyłaś do fontanny...

No wreszcie poznałaś. Tak wiem, wiem, ten feralny
wieczór i gaziki na głowie z twoich rajstop.
Tylko radiowóz, był nieco bardziej realny.

Może usiądźmy na ławce, powspominajmy -
ależ kochanie proszę, zabierz ten parasol.
Uważaj, bo znowu wpadniemy do fontanny.

Wiesz, wstydziłem się za tamten wieczór banalny,
że zostawiłem cię samą i bez tych rajstop.
Ja dzisiaj jestem już Karamba- fanrealny.
Po twój kapelusz, jednak wskoczę do fontanny.


niedziela, 19 stycznia 2014

Szanty - Biała sukienka


"Zmarznięta "



Nie wiem skąd przyszła w środku zimy,
zziębnięta wiatrem podszyta -
co tutaj robisz, jak się masz stara,
żeglarska szanto ? ( pytam).

- Jestem samotna, opuszczona -
żeglarze hen odpłynęli,
wiatr za mgłą, gania po jeziorach,
manty zniknęły z kei.

Nikt mnie tam nie chce,nawet ptaki,
schowały się w tataraku,
wiatr się odmienił, zaziębił serce
złowieszczo huczy na szlaku.

Zima zaczyna straszyć mrozem
i ścina falom grzywy,
sypie w przeręble suchym lodem -
udusi wszystkie ryby.

Oj, źle się dzieje na jeziorach,
gwiazdy wpadają tam czasem,
ponarzekają że zimna woda -
tęsknie wzdychają za latem.

Samotne szanty, niby kryształ
mrożą się w pustych butelkach, 
żeglarzy nie ma - zimna przystań...
wiatr gwiżdże w zziębniętych wierszach.

- Nawet nie pytaj -  musisz zostać
i napić się ze mną rumu,
przycumuj u mnie zanim wiosna,
nim wiatr nabierze rozumu.

sobota, 18 stycznia 2014

Kraj kwitnących wiśni


" W fałdach kimono"





Jest taka przestrzeń bajecznych marzeń,
gdzie na dywanach wiśniowych kwiatów,
pośród motyli o białych twarzach,
słońce popija złotą herbatę.

Sowy rozdaje się tam  na szczęście
a sushi jada na śniadanie -
gdy słońce wschodzi, to powietrze
muzyką dzwonków rozedrgane,

barwną jak wachlarz w dłoni gejszy,
czystą jak osiem płatków lotosu,
gdzie na planecie Małego Księcia
można na życie odnaleźć sposób.

Spróbować tańca ze swoim cieniem,
wgryźć się pod skórę własnego ciała
i poczuć w sobie magię legend,
w blasku lampionów się zapalać -

móc przepoczwarzyć się raz jeszcze,
stanąć na brzegu Mimidoro,
wschodzącym słońcem rozpalić serce,
zatopić wszystkie senne upiory.

Jest taka wyspa w moich marzeniach,
do której płynę z mandarynkami,
lecz wiatr przewrotnie kursy zmienia,
kształtując żagle jak origami.



środa, 15 stycznia 2014

Richard Clayderman - winter sonata


"Dlaczego nie"

 


Sypnęły z nieba śnieżne stokrotki,
miękko wtuliły się w kocie futro,
i potarganej wierzbie przesmutnej
urocze płatki we włosy wplotły.

Ktoś poprzestawiał tu scenografię-
zamiast ławeczek, białe kanapy,
puchem dywanu w kocie łapy,
okrył alejki z magicznym smakiem.

Zdziwiony gawron rozłożył skrzydła,
skrzeczy- „na szczęście zostały czarne,
bo białe mewy są dość wulgarne
chociaż ta szarość, też się zbrzydła”.

Nagle westchnęły stare platany-
w łabędzim puchu- on i ona!
Śmieją się, szepczą, płoszą gawrona,
i stadko wróbli rozćwierkanych.

Jej usta kwitną czerwonym makiem,
on zbiera z włosów pąki jaśminów
i rozszumiała się wiosna zimą
i rozsypały się białe kwiaty.

Wicher hulaka z zalotną miną,
zielonym sosnom szyszki strącał,
gdy całowali się tak gorąco-
może to dobry czas na miłość?

A kto powiedział, że tylko wiosna?

wtorek, 14 stycznia 2014

Małgosia Markiewicz - Do Ciebie...


"Wiano"

 













 Otuliłaś  Mamo,
szalem haftowanym
najcudniejszym wzorem-
twą serdeczną myślą.

Ozdobiłaś strojem
złotem przetykanym,
niecodziennym krojem-
troską o mą przyszłość.

Diamentowym blaskiem,
Twoich łez matczynych,
wzbogaciłaś  posag
o krocie nieziemskie.

 Sypnęłaś do kufra
garść wspomnień jedynych,
smak twych pocałunków
i skrzydła anielskie.

Twoje Mamo dary,
hojne i wspaniałe,
towarzyszą  teraz
wzbogacając duszę.

To wiano wystarczy
mi na życie całe,
tylko jeszcze teraz
pomnożyć je muszę.






poniedziałek, 13 stycznia 2014

Chris Spheeris - Eros (Rain)



"Za i przeciw"



Ktoś zakręcił w roztańczonym tłumie,
zanim zniknął, oczarował serce.
Bal skończony a ono wciąż jeszcze
tańczy z wiatrem i nic nie rozumie.

Rozbawione dało się oswoić,
lecz zastygło nagle w pół uśmiechu,
zaplątane w mgielnym kruchym cieniu
pajęczyną cierpkiej melancholii.

Trzeba teraz zetrzeć, co rozlane,
reszta drobnych upchnięta w kieszeni,
jakże łatwo fortunę rozmienić -
jaka szkoda, że to sztuczny diament.

Znów los zakpił, ufność była grzechem,
został piołun i przewrotna kpina!
- Cicho serce, to nie twoja wina -
zmień się w kamień, a przestaniesz cierpieć.

Ktoś przepadnie goniąc za marzeniem,
inny wygra, zaprzedając siebie -
kogo bardziej żałować dziś nie wiem,
tego z sercem, czy tego z kamieniem?

Chuck Berry - You Never Can Tell [ Pulp Fiction ]


"W sieci"


 
 
 
 
 
 
Fiorella szyła kapelusze, 
sama nosiła wiatr we włosach.
Słońce pękało od pożądań,
gdy szła ulicą...

Roje muszek,skorek, psotników, 
oraz trzmieli,
zwabionych słodkim aromatem,
tańczyło brzęcząc poufale,
pragnąc się wkraść,
do łask Fiorelli.

Błyskała igłą pośród kwiatów,
przyozdabiała boskie plusze,
wciąż wabiąc roje złotych muszek,
samotnie biegła nurtem wiatru.

Wnet pluskwy,osy i modliszki,
poczęły kąsać 
- ech Fiorella!
Ty przecież, jesteś zwykła Fela,
tu były, takie już modystki!

- I kto to widział, by tak śmiało,
odsłaniać nogi, aż do nieba,
rozpinać, pękać i dojrzewać,
kołysać, każdym skrawkiem ciała?
 
Wśród rozfurganych wielbicieli,
Cytryn wyróżniał się urodą - 
Na lemoniadę cytrynową,
zabierał często i anielił,

wachlarzem skrzydeł muskał nóżki,
komplementami ją zabawiał

- Madame! Ty się nie zastanawiaj...
- A ja, apetyt  mam na muszki!!!

Żegnam namiętnym pocałunkiem
(dobrego nigdy nie za wiele).
Tańcząc frywolną tarantellę,
skonsumowała stadko muszek.

Czasami słychać w noc bezsenną,
pod zapomnianym kapeluszem,
- szkoda, że byłeś jedną z muszek,
ale przynajmniej, jesteś ze mną. 

 
 

niedziela, 12 stycznia 2014

Przepraszam za awarię:)

Bardzo mi przykro, że niechcący usunęłam kilkanaście miłych komentarzy pod wierszami.
Przepraszam najmocniej, mając na swoje usprawiedliwienie tylko brak wprawy - Teresa :)


La vent le cri - Ennio Morricone


Zaklęci w ornament

 "Wojna i my" - Edward Okuń 


Zaklęci w ornament


Okryj nas szczelnie peleryną,
czas traci właśnie nieskończoność.
Powietrze duszne od motyli,
nie patrzysz w oczy mówiąc żono.


W połach czarnego płaszcza groza,
nie zdołasz schować nenufarów,
bezzębny jaszczur stąpa boso,
dojrzewa głodem w ślepiach gadów.


Noc szmaragdowo-turkusowa,
mienią się węże, złotą łuską,
baśniowym skrzydłem muska owad,
odbiera przestrzeń czarnym krukom.


Powietrze duszne jak przed burzą,
łzą purpurową płatek krwawi,
skowyt przybliża trwogę szczurzą,
chwila się wije kształtem gadzin.


Zanim zakrzepnie krwawą grudą,
spłynie po włosach siwym dymem,
żeby czerwonym osiąść kurzem,
niech w ornamencie, kształt zastygnie.



aranek









Autobiografia - Perfect




Dawna dziewczyno - M. Maleńczuk




sobota, 11 stycznia 2014

"Gdzie się podziały tamte wersalki"





Przeminęła dziwna era meblościanek,
barków z lustrem, podświetlanych jarzeniówką.
Nie zastuka do drzwi nocą, rudy Janek
ze schowaną za pazuchą półlitrówką

księżycówki, upędzonej późną nocą.
Jadźka placek piec musiała dla zapachu,
ale za to samogonka - żywe złoto!
Dziś nie tylko srebrnym zębem błyszczy Jachu.

Karierę wielką zrobił polityczną,
gdy potrzaskał po tym bimbrze meblościankę.
Jadźka sama go zgłosiła na milicję,
poleciała z wielkim krzykiem w samej halce.

Poszedł siedzieć, bimber zarekwirowali,
poszło w eter, że jest więźniem politycznym,
a on tylko samogonem się nawalił,
owszem śpiewał jakieś piosnki patriotyczne

o góralu, lecz przeważnie o ognisku...
Tego wcale nie szło tańczyć, więc mu żonka
dla trzeźwości przyłożyła raz po pysku,
a on dopił ostatniego już kielonka

i do barku po kolejną półlitrówkę
z przeciwległej pragnął podnieść się wersalki,
wtedy nagle dostał w oczach białe mrówki,
krzycząc "hurra" rąbnął drzwiczki meblościanki.

Już nie mieszka rudy Janek w swoim mieście,
błyśnie czasem srebrnym zębem na ekranie,
pięć dni tylko trzeźwiał sobie w tym areszcie,
lecz wycierpiał się przez to internowanie.

Dzisiaj czasem stare kumple w piwnym pubie,
wspominają z łezką w oku bimber Janka,
przeminęły dziwne czasy i po sprawie,
tylko duchy jeszcze siedzą w meblościankach.