Sen nie przychodzi, myśli z nosem na oknie, wyrywne lecą już za tobą - spójrz w niebo, widzisz tę chmurę? – Uważaj, bo się potkniesz. A nie mówiłam? Dobrze, że mam telefon,
chociaż popatrzę na twój numer i westchnę - zabrałeś czapkę? Jeszcze wczorajszy wicher nie ustał i znów zapowiadali deszcze (przecież wiem, jesteś dorosły i napiszesz).
Przecież masz, w każdej kieszeni dobrą radę, asa w rękawie ( zawsze w zasięgu) – troskę, co podpowiada jak tajemniczy agent, z serca do serca, cicho i niewidocznie.
Zawsze wybiegnie ci naprzeciw, zabrzęczy dzwonkiem przy saneczkach, jak kiedyś zimą. Będzie łączniczką i mostem na przełęczy, dziś załzawiony anioł - matczyna miłość.
Spójrz w niebo – widzisz? Przy wielkim wozie, światło mijania przeszkód - najjaśniej zapalone; Na niepogodę, drogę nie zawsze łatwą, będzie czekało… Gwiazdką nad naszym domem.
Spotkałam ciebie, spotkałam w
deszczu; Krople z twojego kołnierza, wiatr przywiał mi w świeżo zerwanym pęczku, mokrych śnieżyczek. Dmuchnął na twarz,
zapalił światło speszonej
chwili, wycięty z wiosny deszczowy kadr; Bryzą na żaglach, srebrne drobiny śniły się nami, przez wiele
lat.
Spotkałam w nagłym romansie
słońca, niespodziewaną pieszczotą rąk, zachwytem bieli wokół ramiączka, czułym dotykiem w gwiaździstą
noc.
Drasnęłaś w tłumie ostrym
paznokciem, krwistej czerwieni, granicę ust zmieniając w ostrze, a księżyc
w oknie, co noc dotkliwszy, podawał nóż.
Wiatr przesypywał tony klepsydrą, na niepogodę ubrałam czerń - Jesteś kapłanką, czy wrogą hydrą, w rozpiętej fali zaklętą w wiersz ?
Zawrotem głowy przesuwasz
cienie, dopełniasz winą, wytrawny smak, odpychasz pełnią, by znów do
siebie… Szorstka od wiatru, powracać w
snach.
Dziś srebrne pasma anielskich włosów, przywiała rankiem pod
zimny próg, zamieć obrazków z kalejdoskopu w skrzypieniu nocy u bosych stóp.
- Skąd się urwałaś iskrząca
chwilo, naga i boska z rumieńcem w tle? - Znasz mnie. ” przeniosła
mnie tutaj miłość” * - Zostań więc - maluj, zamki na
szkle.
Takich listów banalnych? Himalaje
niebieskie! Pod lawiną pochwalnych hymnów: „ Bo kto by czytał ”, zasypane, pod śniegiem
niezasadne pretensje, przełożone na „boski”, aż się
niebo ugina;
rozciągnięte, na pryzmach w
nieskończoność pacierze, przeplatane koncertem dobrych
życzeń (dla siebie), lukrowane szeptanki, plany
dobrych zamierzeń, szczodry stos obiecanek, więc
nie dziwię się - Szczerze. Że odkładasz, na zawsze lub na
stos (po sąsiedzku), takie co nie przy dziecku i
szczególnie namolne, w szkolny zeszyt wciśnięte prośby
w kwestii stołeczków, wytarte jak rękawy, w tonie
nazbyt frywolne.
Mam nietypową sprawę ,nawet
nie musisz w rejestr, to nie jest „łubu, dubu” na
pewno oglądałeś, - (taki rodzaj fanklubu). Dałeś aż nazbyt wiele, ośmielę się poprosić jednym
błagalnym – zabierz
z uczynku, mowy, myśli (jednak muszę uściślić); Ujmij jad nienawiści, a za to (jeśli
możesz), Rozwiń boski parasol dla
Nadzwyczajnie Zwykłych, zanim popiół nie wystygł – Osłoń Ich Dobry
Boże.
Taka prośba banalna na krawędzi
opłatka - nie odkładaj na jutro w
Himalaje Niebieskie. Kartka w szarej kopercie, a w
miejscu adresatka Twoje dzieło: Szczyt szczytów? (Selfie z Mont Ewerestem.)
PS. Ślę kurierem pocztowym, bo
mi wpadło do głowy, dasz na stos, jak zobaczysz, że
z Krakowa czy Gdańska… Więc uległam podszeptom madam Ornitologii List doręczy do środy – Twoja Gęś Tybetańska.
Otuleni niebem Na siódmej chmurze za rogiem gwiazdy, pośrodku sennej mgły, wznoszą się gęste góry pierzaste, aż po anielski szczyt. U ich podnóża, na połoninie, baranki skubią sny, czas na dmuchawcach miarowo płynie, wierszom usypia rytm. W bezsennych chmurach wiatr rzeźbi świątki (każdy ma twoją twarz), znajome gwiazdy w trzynaste piątki, prosi na wernisaż. Nocą anieli w srebrnej pościeli, wzdychają po sam dach nieba, bajecznych snów akwareli, tam, gdzie się kończy szlak. Sny niepokorne, na stromych zboczach, lśnieniem wśród szarych zasp, złotym zło-cieniem w zmęczonych oczach, kwitną w anielskich snach. Sza, sza, szarotki w twój sen aniele, zanim zakwili ptak, szeptem wyścielą srebrne pościele za rogiem gwiazdy ach… Na siódmej chmurze, w zaułku nieba, w zamku przekręcę nów - pierwszy, dziewiąty, przy .. nastym ziewam… Baranki przyszły pod próg. (aranek)
W Stanach wybór padł na Trampa, jedni krzyczą - oj załamka! Inni – owszem, czemu nie, U nas, nawet dziecko wie - my też mamy swego trampka. * Szef kartelu don Martinez z Meksyku, wpadł na handlu – wcale nie, narkotyków. Przyłapano go z żoną, kiedy wodę święconą, przerabiał na krople dla diabetyków. * A wikary ( tereny beskidzkie), na pielgrzymkę, raz poszedł z nocnikiem, bo wiadomo że w lesie, mrówka
wszystko rozniesie, nawet kroplę z maleńkim plemnikiem.