Pojechałam
na wycieczkę do stolicy,
w delegacji
politycznej z „wielkiej Polski”
i trafiłam
na zadymę, na ulicy -
podskakiwał
jakiś mały z Małopolski.
Zatroskana,
że popsuje mi wycieczkę
(za nim
tłumnie rozwrzeszczani kumple mknęli)
przypomniałam,
że mam procę na dnie teczki,
więc
wyjęłam, a tu nagle jak nie zdzieli
mnie ktoś
w gębę, po tej lewej stronie twarzy
(lewa
bardzo uczulona jest na dotyk)
patrzę –
beret i to taki jak się marzył,
wyczesany
na antenkę - niezły motek.
Byłam
blisko, więc chwyciłam nauczona,
że nie
wolno czekać długo na okazje,
a trofeum
wraz z peruką (niech ja skonam)
chce mi
wyrwać, łysy „łobwieś” oj nie ładnie!
Ja
przepraszam, proszę Jego - jestem ze wsi.
U nas moher
nosi tylko sołtysowa,
a perukę,
to podobno ktoś w powiecie,
ja zapłacę
- nie chce darmo- Bóg uchowa!
Coś
mignęło mi nad głową ( myślę beret),
więc
ramiona rozłożyłam, ktoś mnie szarpie...
Ja tu jedna
z „wielkiej Polski”, a ich czterech?
Toż
miejscowe! Znać po gębach – wredne harpie!
Propozycję
dali mi do odrzucenia -
z adwokatem
chcieli jakimś mnie skojarzyć,
lecz nie
mogłam, bo ja nigdy mego Henia...
Tylko w
myślach, ale przecież wolno marzyć.
Do hotelu
mnie zawieźli z wygodami
w oko
wpadłam, bo mi napstrykali fotek,
jak
dzwonili do Henryka (już bezradni),
to z
mściwości wymyślali od idiotek!
Nie podoba
mi się wcale w tej stolycy,
jeden
nierząd, świat zepsuty i nieszczery,
jedno tylko
pozytywne- na ulicy
za darmochę
rozrzucają te mohery.
Nie
gościłam się w hotelu nazbyt długo,
wypuścili,
gdy przyjechał Heniu z batem...
Teraz po
wsi się przechadzam w tej peruce,
Henio,
jednak przez te baty, wpadł za kraty.
Nie na
długo, bo mam romans z adwokatem...
Pokłosie:))
Coś się sprzeda- może
świnie, może dynie,
ale Henia trza ratować –
mój Ci przecie.
A jak Henio przez procesy te
zasłynie,
to mi także coś odpali-
przecież wiecie.
… Po tygodniu wrócił
wielce zasmucony,
nie służyło mu jedzenie w
tej stolicy
mówi do mnie jakoś dziwnie
jak do żony
- żono moja, czas się
przenieść do piewnicy*.
Pan mecenas tak się silił
żeby wygrać,
że załatwił migiem
wszystkie procedury,
a ta świnka się przydała
muszę przyznać,
teraz biduś ma na węgiel i
mikstury:)
* piewnica - może być interpretowana jako podziemie,
lub miejsce do odbywania wspólnych rodzinnych pień
czyli śpiewów, czy jakoś tak:))))
lub miejsce do odbywania wspólnych rodzinnych pień
czyli śpiewów, czy jakoś tak:))))
Relacja z pobytu - czytałam, ale wciąż uśmiecha od ucha do ucha, bo fantastycznie poprowadzona satyra Tereniu i słownictwo dopasowane tak efektownie:)))
OdpowiedzUsuńI wiesz co? Natchnęła mnie na dzisiejsze wydanie, więc nie zdziw się, że ukradnę :))
Pozdrawiam Cię, fajnego dnia Ci życzę:)))
Basiu masz u mnie glejt na wszystkie kradziejstwa - wierzę Tobie w ciemno - powiesz skocz - skoczę ( do każdego sklepu) :))) A to ze Cię natchnęłam swoim wierszyczkiem to mnie bardzo cieszy - poczułam się prawie jak Muza:)
UsuńDziękuję Basiu :)
świetna relacja z pobytu w małopolsce
OdpowiedzUsuńlecz kocha Ja bym Cię inaczej przyjeła kawusią drineczkiem ciasteczkiem a nie twarz obiła
pozdrawiam cieplutko:)
buziaczki:)
:)))))))))))))))))))) Tereniu i widzisz - gdzie Cię pognało!? A mogło być tak miło :)))
UsuńJa przekażę Bożenko Twoje zaproszenie "pe-elce" Na pewno się ucieszy, a może nawet skorzysta i wpadnie kiedyś niespodziewanie z Heńkiem w moherowym bereciku i w peruce- to znaczy ona w bereciku a Heniek w peruce - oni z tego co ich wymyśliłam są bardzo towarzyscy a w dodatku teraz chyba rozśpiewani więc kroi się ładna i (żebyś nie żałowała) dłuuuuga gościna ha ha ha:))))
UsuńŻarty na stronę:) Dziękuję Bożenko że czytasz i pozdrawiam serdecznie:))
kochana* klawiatura mi coś ostatnio szaleje...
OdpowiedzUsuńNic nie szkodzi Bożenko :)) Wszystko Kpw:)
Usuń