Pachną
magnolie- czas świętować.
Nałożyć wieńce, stroszyć pióra,
można odważnie bez cenzury,
kwitnie pogoda narodowa.
Zamiast patosu w przemówieniach,
łąk ojczyźnianych w czkawkach debat,
butelka wina, bochen chleba,
zielony deszczyk na półcieniach.
Serweta w kratę, jak pogoda,
znów moknie ziemia obiecana,
a raj zatonął w antyramach.
Jeszcze o barwnych korowodach,
westchnie znużone echo czasu,
ćmi zapomnianych dni melodią.
Zanim się trawy ustokrotnią,
pijmy za zdrowie demografów,
tubylców naszej ludnej wyspy,
za wiatr co ślady pozawiewał,
za najdrobniejszy okruch chleba,
żeby starczyło go dla wszystkich.
Z sarkazmem, ale i nadzieją o nas, dla nas, w taki dzień, jak dziś...
OdpowiedzUsuńCzytasz w myślach wielu, ujęłaś tak, że trafia w sedno.
Pozdrawiam Tereniu :D
Nadzieja mnie nigdy nie opuszcza, nawet jak mi połamali różowe okulary i przerobili zielony skwer na czerwony placyk :)))
UsuńŚwietnie Teresko! Cieszę się, że wena wróciła. I oczywiście pozdrawiam bardzo serdecznie. :))
OdpowiedzUsuńMoja wena na ogół jest w pobliżu, tylko nie raz nie moe się zsynchronizować z moim czasem :)
UsuńPozdrawiam Arku i dziękuję:)
Dla mnie tu nic
OdpowiedzUsuńsię nie zmienia,
bo ja nie mam...
powonienia.
Moje, aromat
OdpowiedzUsuńwyłapuje w mig,
A psik...:)))
A kiedy
kwitną wonne bzy,
to płyną łzy...
A psik...:))))
Pozdrawiam majowo- zapachowo:)