Inkluzja zatopiona w kropelce bursztynu,
zastygła oniemiała naderwanym skrzydłem,
kto wie, ile w niej bólu, niech do szklanki
ginu
dorzuci ziarnko piasku samotne na wydmie.
Wiersz dryfuje na fali co dzień inną puentą,
żaglem pod wrzask księżyca
- „weź chociaż światełko
jak to tak tonąć w ciemno? Znów mam świecić gębą,
jak ten grajek z gitarą co rozgłasza
święto!”
Pierwszy śnieg przykrył bielą czarne piórka
kawki,
wiersz odpłynął wspomnieniem, może mewa
śmieszka,
przeczytała przez grzeczność i atakiem
czkawki,
uwolniła tsunami - na grzywach fal niefart
rozkolebał czułości,jakby pod jaśminem
rozkolebał czułości,jakby pod jaśminem
ktoś dosypał do wiosny kolędy, choć podszept
przestrzegał – będziesz cierpieć, jak każda przeminiesz -
lepiej zaraz wypijmy za błędy gdy z nieba…
*** Pada śnieg (do melodii Jingle Bells)
lecą białe płatki
krzykiem śnieżnych mew
z bursztynowej knajpki
chórek „Jingle Bells”
z każdą szklanką głośniej
fale prężą grzbiet
noc przeminie w grzanym winie
i roztopi lęk.
Pada śnieg pada śnieg
Wokół
dzwonią szkła
Sen odpłynie w grzanym winie
zatopiona ćma
***
Los jubiler wymuskał iluzje w
bursztynie,
zamknął błędy w potrzasku i wyrzucił na
brzeg,
oprawił według zasług; cienkie wersy ginem,
wieczór w srebrne kolczyki, chwilę w biały wiersz.
(aranek)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz