Sprzedawca aniołów
Zima niechętnie zwija koronkowe
kramy,
skruszonym szronem srebrzy włosy,
mrozi serce
sprzedawcy marzeń z jednym
skrzydłem połamanym,
(anioła w gipsie, nawet darmo nikt
nie zechce).
W portowej knajpce, przędzie na
anielskich włosach,
nad filiżanką słodko-gorzkiej
czekolady,
perłowy smutek, wplata w
bezszelestne krosna,
starszego pana, albo zadumanej
pani,
Wstydliwie spływa w bruzdach
rozwidlonej rzeki -
po co ten żal, gdy nowa wiosna już
pod oknem
złamanym skrzydłem, tka welony,
nim rozścieli
młodziutką mgiełkę, strojnym deszczem,
świeżych kropel.
W kącie przy ścianie, zapomniane
białe widmo,
odszedł sprzedawca barwnych marzeń
witrażowych,
ktoś pobiegł za nim - proszę pana,
pańskie skrzydło?
Zimowe ślady zmyło morze, kiedy błądził.
Przy promenadzie, nowy „ojciec od
aniołów”-
na miłość, isjasz, wieczną młodość,
dobre zdrowie…
- A ten, srebrzysty z pustym
wzrokiem?
- Ten brakorób?
On już nic nie wart,zapomniany stary model.
aranek
Piękny wiersz Teresko. Nie pozostawił mnie obojętnym na opisany w nim problem. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Arku :)Wiem - czytałam i bardzo mi się podobał wiersz w Twoim niepowtarzalnym stylu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Arku również serdecznie:)