Krzyk - Edward Munch
Słów tyle
Tyle słów że nimi zasypać pół nieba,
tysiące słonecznych dziecinnych grzechotek,
kołysane słońcem gdy „kotek na płotek”,
we łzach kiedy ziemia łzami się zalewa.
Delikatnym tchnieniem jak japoński jedwab,
wpadają przez okno złotoskrzydłą pszczołą,
roztrzepanym wróblem ćwierkają pod szkołą,
najpiękniejsze milkną, kiedy
niebo ziewa.
.
Później budzą usta do pierwszej miłości,
szepty młodo listne, dzwonki złoto gwiezdne,
na pajęczych nitkach wstydliwie pośpiesznie,
dojrzewają w słońcu życiowej adopcji.
Rozpięte na skrzydłach nowatorskie śmiałe,
tam gdzie wzrok nie sięga przekornie poniosą,
wiatr je porozwiewa, to przemokną rosą,
tworząc poematy nasiąkają żalem.
Hartują kamiennie, mnożą w słonych kroplach,
terminują w życiu, sparzoną pokrzywą,
Co dnia doskonalsze – genialne jak cyborg,
tyją albo chudną czekając na poklask.
Z sensem czy bez sensu dźwiękiem starych skrzypiec,
dopełniają zgiełku ziemskiej dosłowności,
tyle ich że ziemia pcha do piekieł w gości,
a niebo ogłuchło i prosi o ciszę.
(aranek)
Ciekawy wiersz, dobry koncept, świetna realizacja, słów więcej nie mnożę, nie trzeba, ten utwór broni się sam. :) Pozdrawiam serdecznie. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Arku, bardzo m miło kiedy mnie wspierasz
UsuńPozdrawiam Cię bardzo serdecznie :)