Mazurska jesień
Wiatr szantę kołysze w opuszczonej łodzi,
z pomostu do wody bursztynowy puszczyk,
skacze "au naturel", słoneczku nie szkodzi
- jeszcze zarumieni owoc dzikiej gruszy,
słodko-winne jabłka pospadają z nieba,
perskie oko błyśnie na piórkach cyranek,
w kryształowej tafli na wpół zgięta wierzba,
podgląda jak pluska jej złoty kochanek.
W słońcu chmara wyznań dojrzewa szelestnie,
milion pocałunków w wirujących płatkach,
złotem malowane (sam Klimt moczył pędzle),
listy w cennych kroplach, krztynę mam na wargach,
kilka za kołnierzem - przeczytam wieczorem,
razem z ćmą srebrzystą przy miodnej nalewce,
aż snem się rozmaże pozłacany wzorek
osnuty legendą – tylko zdmuchnij świecę.
Mak w płomień zasiany, a kto drzwi zakluczy?
Ułożone do snu starych legend strzygi...
W bukowej alei, rudy kocur mruczy;
nawet w żywokoście słoneczne fastrygi,
w krzyżykowym hafcie, na nocnym stoliczku,
ciszy zatopionej w pułap bielusieńki,
kropli snu zastygłej, tą łzą na policzku,
którą w słoneczniku, ptaki jedzą z ręki.
(aranek)
Mak w płomień zasiany, a kto drzwi zakluczy?
Ułożone do snu starych legend strzygi...
W bukowej alei, rudy kocur mruczy;
nawet w żywokoście słoneczne fastrygi,
w krzyżykowym hafcie, na nocnym stoliczku,
ciszy zatopionej w pułap bielusieńki,
kropli snu zastygłej, tą łzą na policzku,
którą w słoneczniku, ptaki jedzą z ręki.
(aranek)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz